wtorek, 31 stycznia 2012

Zdrowe dietetyczne pierogi z nadzieniem z brukselki i szpinaku


Nadszedł czas na kolejny eksperyment. Miałam w szafce zalegający, czekający na swój dzień papier ryżowy. Można go wykorzystać na wiele sposobów, ale ja chciałam by stał się częścią zdrowego obiadku. Myślałam o sajgonkach- ale te tradycyjne wymagają smażenia w głębokim tłuszczy, czego tym razem chciałam uniknąć. Przystąpiłam więc do eksperymentowania. W spiżarce moim oczom ukazała się też brukselka- biedna zapomniana na kilka dni. Na szczęście głośno wołała i usłyszałam jej krzyki, bo niedługo skończyłaby swój żywot, marnie. Co tu zrobić? miały być sajgonki- a tu brukselka.... Hm trzeba to jakoś połączyć...


Azjatyckie pierożki na parze z nadzieniem szpinakowo- brukselkowym. Podane z pikantną kapustą pekińską



Składniki na ok 10 dużych pierożków:

1/2 kg brukselki obranej z wierzchnich liści
250 g mrożonego szpinaku
4 cm kawałek pora
2 łyżki oliwy (ew. masła)
1 łyżka sosu sojowego
tymianek, sól, pieprz
10 arkuszy papieru ryżowego

200 g kapusty pekińskiej
2 łyżki Sambal oelek
1,5 łyżki koncentratu pomidorowego (lub keczupu)
1 łyżka octu winnego

Przygotowanie:
Brukselkę gotuję na parze na półtwardo, na chwilę odstawiam do ostudzenia i miksuję razem z porem pulsacyjnie w malakserze. Masa jest zmiksowana dość drobno, ale na pewno nie na gładko.
Na patelnię wrzucam szpinak i trzymam go na ogniu aż się rozmrozi i wyparuje z niego nadmiar wody. Dodaję do brukselki razem z przyprawami i sosem sojowym. Nie dodaję soli, bo sos jest jak dla mnie wystarczająco słony. Ilość pieprzu i tymianku- czy innych ziół zależy od upodobań i smaku.

Przygotowuję sałatkę: W miseczce mieszam ze sobą składniki sosu- sambal oelek, koncentrat pomidorowy i ocet winny. jeśli chcecie uzyskać jeszcze bardziej pikantna kapustę dodajcie więcej sambal oelek. Kapustę pekińską kroję w ok 2 cm kwadraty i wrzucam na 3 minuty do wrzątku. odcedzam i hartuję na sitku zimną wodą z kranu. Czekam aż nadmiar wody odcieknie i mieszam z sosem. Odstawiam na chwilę, by się "przegryzła"  

Przygotowuję szerokie naczynie, do którego nalewam letnią wodę. Arkusz papieru ryżowego zanurzam w wodzie na kilka sekund, delikatnie wyciągam i kładę na talerzu.  Na środku okrągłego arkusza kładę pełną łyżkę nadzienia. Zawijam według instrukcji na opakowaniu i układam w bambusowym koszyku do gotowania na parze. Koszyk można uprzednio wyłożyć liśćmi kapusty pekińskiej, by pierożki nie przykleiły się do drewna. Tak samo powstają kolejne pierożki. Gdy koszyk jest już pełen ustawiam go na garnku do parowania- lub na patelni typu wok wypełnionej oczywiście wodą. Woda nie może dotykać naczynia z pierożkami. Paruję je przez ok. 10 minut by podgrzały się w środku i gotowe!

Bambusowy koszyk otwieram dopiero na stole- posypuję  jeszcze grubym szczypiorem lub natką pietruszki i podaję z przygotowaną kapustą i miseczką sosu sojowego.

Smacznego !


niedziela, 29 stycznia 2012

Orzotto con funghi e pomodori secchi

Parli Italiano? NO? Como no?


Dobra, dobra oszczędzę wam na dzisiaj języka włoskiego, ale za to nie opuścimy na pewno tego pięknego kraju.


We Włoszech zakochałam się w dwójnasób. Uwielbiam ten kraj, jedzenie, klimat, ludzi, widoki, zabytki....wino. Po prostu wszystko. A poza tym tam właśnie zakochało się moje serduszko w pewny długowłosym Polaku. No cóż los tak chciał, że spotkaliśmy się na obczyźnie.
Zapewne to nie ostatni raz kiedy Włochy i mój pobyt w tym kraju bedę wspominać.
Co prawda dania które dziś przedstawię nie miałam przyjemności próbować we Włoszech, ale ku mojemu zdziwieniu niedawno do moich uszu doszło, że Włosi też jedzą pęczak !!!
Risotto- to ja rozumiem- w końcu mijałam za oknem wiele razy w pociągu do Mediolanu pola ryżowe. Ale pęczak? Kiedyś moja koleżanka z liceum stwierdziła dobitnie, że to to (czyli pęczak), to je jej pies i nie tknie za żadną cenę. 
Po pierwsze, zimową porą często poszukuję potraw rozgrzewających i treściwych, a ta kaszka pomoże nam takie cudo wyczarować. Ważne żeby jej nie rozgotować, bo stanie się koszmarem niczym ze szkolnej stołówki...brrr
Po drugie, kasze goszczą na polskich stołach od zarania dziejów. Dlaczego? Bo właśnie na naszych polach mamy dobre warunki do ich uprawy, a mięsko nie pojawiało się za często w menu prostego człowieka. I chwała nam za to!! 
Dlaczego wciąż na siłę szukamy potraw "nie z tej ziemi"? Oczywiście uwieeelbiam próbować nowych smaków i z zazdrością patrzę na wszystkie egzotyczne owoce w ciepłych krajach i świeżutkie owoce morza, ale w codziennej kuchni wyznaję zasadę: ma być na świeżo i lokalnie!
Jeszcze tylko 2 słowa dlaczego pęczakowi będą towarzyszyć grzybki. Inspiracja przybyła z linkiem z pierwszego pół kulinarnego programu w polskiej telewizji autorstwa Roberta Makłowicza. Jak tylko mogę to oglądam, a co jest fajne, to Tv.Polska udostępnia archiwalne odcinki za darmo. Także za granicą :) Polecam waszej uwadze odcinek "Alpejska kraina Ladynów".


Orzotto con funghi e pomodori secchi- czyli Pęczak z suszonymi grzybami i pomidorami



Składniki na 2 osoby:
3/4 szklanki suchego pęczaku
spora garść suszonych grzybów (np.borowiki, podgrzybki)
1 nieduża cebula
pół szklanki startego parmezanu (lub pecorino)
3 szklanki bulionu warzywnego
3 łyżki pasty z suszonych pomidorów-
(lub taka sama ilość susonych pomidorów ze słoiczka bardzo drobno pokrojonych i wymieszanych z łyżką oliwy z zalewy)
100 ml ginu (niekoniecznie)
spora łyżka masła
oliwa
pieprz, sól do smaku

Przygotowanie:
Grzybki przygotowuję tak jak robię to zawsze moja mama. Zostawiam je do moczenia w wodzie na noc lub na przynajmniej 2 godziny. W wodzie z moczenia gotuję je przez około pół godziny. Odcedzam zachowując pozostały płyn i kroję w drobną kostkę. Poszatkowaną cebulę podsmażam chwilkę na oliwie na dużej patelni. Po chwili dorzucam pokrojone grzyby. Po 3 minutach na średnim ogniu dodaję ziarna pęczaku. Podsmażam je chwilę, tak samo jak przygotowując tradycyjne risotto. Pęczak tak jak ryż, po podsmażeniu staje się lekko szklisty. Następnie wlewam gin i czekam chwilę aż wyparuje z niego alkohol. na pewno wyczujecie ten moment nosem :)
W tym momencie pora by zacząć dodawać bulion warzywny. Powoli zaczynając od jednej szklanki. Kasza będzie wchłaniać płyn, a wy musicie pilnować by miała o pić. Bulion dodajemy aż pęczak będzie lekko twardy. Wystarczy spróbować paru ziarenek raz na jakiś czas. czas gotowania w moim przypadku to 10 minut. Pęczak musi być al dente- czyli stawiać opór naszym zębom. Rozgotowany już nie jest taki smaczny.
Gdy czujecie ze pęczak za chwilkę będzie gotowy możecie dodać do niego suszone pomidory, połowę startego sera i dużo pieprzu. Sól według uznania. Dajemy im 3 minuty żeby się połączyły z kaszą.
Patelnię zdejmujemy z ognia i dodajemy masło. Zostawiamy pod przykryciem na 5 minut.

Orzotto podaję w głębokim talerzu a już przy stole posypuję każdą porcję odrobiną parmezanu i świerzo zmielonego pieprzu. (Goście to lubią :) Idealnie będzie też pasować świeża natka pietruszki.
Gotowe!

Smacznego !

sobota, 28 stycznia 2012

Pomidory z nadzieniem z kaszy jaglanej, czyli nadziany gość na obiedzie.

Dzisiaj szybki post, bo szybki był obiad :)


Miałam w lodówce duże mięsiste pomidory, które same się prosiły o to żeby je czymś wypełnić. Doskonale wiemy, że pomidory w zimie same w sobie za wiele smaku nie mają, więc postanowiłam i trochę pomóc.
Często widzę różne nadziewane warzywa z kaszką kuskus. nie dziwi mnie to w ogóle, sama z niej często korzystam, szczególnie z wersji BIO- pełnoziarnistej. Ale kochani!! Mamy zimę!! W ziemie potrzeba nam dużo ciepełka, a kasza jaglana daje organizmowi dużo niezbędnej energii  dzięki zawartości węglowodanów złożonych. Można więc z niej korzystać w czasie diety. Ponadto ma w sobie mnóstwo witamin i minerałów a nie zawiera glutenu. Ma zbawienny wpływ na włosy paznokcie i nasz system odpornościowy. Poczytajcie, poszukajcie przepisów, bo warto ją jeść i na słono i na słodko, a tak banalnie prosto się ją przygotowuje.
Oto moja propozycja na kaszę jaglaną i pana pomidora:

Pomidor z nadzieniem z kaszy jaglanej podany z czipsami gryczanymi



Składniki na 2 osoby:
2 duże mięsiste pomidory
1/2 cebuli
80 g suchej kaszy jaglanej
1 łyżka sambal oelek (lub innego sosu z ostrych papryczek, np. pimento chili)
2 łyżki pasty z suszonych pomidorów (lub koncentratu pomidorowego)
dowolna ilość twardego sera- u mnie pecorino
oliwa
bazylia i oregano
dodatkowo (niekoniecznie): 2 naleśniki gryczane

Kaszę najpierw płuczemy na sitku pod kranem a następnie przelewamy wrzącą wodą prosto z czajnika, żeby pozbawić ją goryczki. Wrzucamy do lekko osolonego wrzątku w proporcji 1:2. Czyli na 80g- ok jedna szklankę kaszy- 2 szklanki wody. kaszę gotujemy na małym ogniu mieszając od czasu do czasu. kasza szybko pije wodę, więc trzeba uważać by się nie przypaliła, Kaszę jaglaną gotuję maksimum 10 minut, by się nie rozgotowała. Musimy w garnuszku widzieć cale ziarenka, ale woda powinna już zniknąć. Do kaszy dodajemy starty ser- wg. uznania. Ja pecorino uwielbiam ale ON już nie tak bardzo :) Kaszę w garnuszku odstawiamy na chwilę pod przykryciem na bok.

Możemy już powoli rozgrzewać piekarnik. Temperatura 200 stopni.

Od pomidorów odkrawamy czapeczkę  i wydłubujemy miąższ z pomocą łyżki- nie wyrzucamy go! Następnie cebulę drobno szatkujemy a miąższ kroimy w kostkę. Na patelni podsmażamy na łyżce oliwy cebulkę, a gdy się lekko zrumieni, dodajemy miąższ z pomidorów. Gdy pomidory już się zredukują, czyli odparuje z nich woda dodajemy sambal oelek i pastę z suszonych pomidorów oraz zioła. Podsmażamy razem przez dosłownie 2 minuty w razie potrzeby dodając więcej ziół. Jeśli zależy wam na uzyskaniu bardziej pikantnej potrawy- dodajcie więcej ostrego sosu,; jeśli wolicie wersję łagodną- pomoże większa ilość pasty pomidorowej.
Zawartość patelni dodajemy do kaszy i dokładnie razem mieszamy.

Kaszą z sosem nadziewamy pomidorki aż do samego brzegu i przykrywamy czapeczką.
Pomidorki wkładamy do naczynia do zapiekania. Ja tym razem użyłam zwykłych foremek do małych babek.
Dno skraplamy odrobiną oliwy, kładziemy pomidorka i także jego kropimy lekko oliwą. Wstawiamy do piekarnika ma 30 minut.

Do podania wykorzystałam naleśniki gryczane z poprzedniego dnia. Zawijałam w nie falafel, ale jeszcze 2 zostały. naleśnika kroję jak pizzę w trójkąty. Z jednego naleśnika mam ich 8. Układam je na blaszce skropionej oliwą, polewam jeszcze odrobiną oliwy i sosu sojowego a na koniec posypuję ziołami- bazylią oregano i pieprzem. Wkładam do piekarnika 10 minut przed wyjęciem pomidorów- czyli na 10 minut :)
W tej roli świetnie spisze się też ciabata, bagietka, pita, lub cokolwiek co po upieczeniu można chrupać.

Wariacje: Jak sugerowałam we stępie kaszę jaglaną można śmiało zastąpić kuskusem, pokusiłabym się też o kaszę kukurydzianą, czy brązowy lub biały ryz basmati. Wykorzystajcie to co akurat macie w spiżarni, albo co zostało z poprzedniego obiadu czy kolacji.

Pomidorki są gotowe, gdy ich skorka jest pomarszczona i lekko przypieczona. Świetnie smakują z sałatą z najprostszym winegretem. Gotowe!

Smacznego!

PS.
 Na obiedzie mieliśmy gości. Niestety tylko za oknem, ale też miały czerwone brzuszki i z ciekawością spoglądały w stronę naszych talerzy.
Miłego weekendu.

czwartek, 26 stycznia 2012

Falafel w polskiej odsłonie

Szare dni, każdy przypomina ten poprzedni i prawdopodobnie ten następny. 

Ale w kuchni MUSI być kolorowo i wesoło.
Pomysł na obiadek zrodził się z chęci powrotu do pewnego dania. Jeszcze jako studentka odwiedzałam wegetariańską restaurację Green Way. W Warszawie jest ich kilka a ja ich gościem byłam dość często (jak na mnie). Spotykałam tam artystów, aktorów wegetarian, więc można powiedzieć ze ta sieć jest popularna.
 Kilka potraw z ich menu bardzo mi smakowało a dziś inspiruje do gotowania.


Dzisiaj przyszła pora na Falafel. Te smażone pyszne kuleczki pochodzą z kuchni arabskiej. Dla wegetarian są one alternatywą dla kebabu. W prawdzie kebabu nigdy nie jadłam (serio), ale falafel z hummusem i kilogramem warzyw owszem- w poleconym przez siostrę mojego mężczyzny wege Fast Foodzie w Amsterdamie. Powiem wam tylko, że aby dostać się do kasy musieliśmy walczyć z tłumem głodomorów przez przynajmniej 10 minut.

Kilka dni temu szukałam przepisów z użyciem suchego zielonego groszku i trafiłam na ciekawy artykuł o warzywach strączkowych. Znajdziecie go tutaj. 
Oczywiście w miejsce groszku do miski trafiła moja ukochana ciecierzyca. Tworząc falafle kierowałam się wskazówkami przepisu zamieszczonego na stronie Kuchnia+ z programu "Minimalista".
Spróbujcie tego dania, a na pewno nie pożałujecie. Wypuśćmy wodze fantazji... 

Falafel w naleśniku gryczanym z zestawem surówek

Składniki na 2-3 osoby:


Falafel:
(ok. 20 kuleczek)
200 g. ciecierzycy(suchej)
pół cebuli
1 łyżka kminu
1 łyżka ziaren kopru
1/2 szklanki posiekanej natki pietruszki (kolendry lub lubczyku)
1/2 łyżeczki soli
pół łyżeczki czarnego pieprzu
pół łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżka soku z cytryny
olej do smażenia

Wsypać ciecierzycę do dużej miski i zalać dużą ilością wody, bo ziarenka dużo jej wypiją i napęcznieją. Moczyć przez 24 godziny kilka razy zmieniając wodę w międzyczasie. Ja zmieniałam wodę 3 razy. Te wszystkie zabiegi są oczywiście dla zdrowia naszego brzuszka, ale jeśli macie mało czasu, to czas moczenia skróćcie do 12 godzin.  Ciecierzycę odcedzić zachowując pół szklanki wody z moczenia i przełożyć do miksera. Dodać pozostałe składniki oprócz oleju i zmielić  Jeśli mikser nie daje rady zmielić drobno ziaren dodać 2 łyżki wody z moczenia.




Z ciasta robię kulki - a właściwie łódeczki za pomocą 2 łyżek. Można też ukształtować kulki rekami, ale ja wolę wkładać je do gorącego oleju za pomocą łyżki, zamiast gołą ręką. Smażyłam kulki partiami we frytkownicy w oleju o temperaturze 180 stopni, ale dla oszczędności nalałam go tylko tyle by kulki mogły pływać (1 litr). Można to zrobić również w garnku z pomocą termometru kuchennego. Frytkownicy nie zamykałam, bo kulki trzeba kilka razy przemieszać drewnianą łyżką. Całkowity czas smażenia to 4 minuty. Kulki muszą się zarumienić. Wyjmuję kulki łyżką cedzakową i odsączam z tłuszczu na ręczniku kuchennym.
 Falafel będzie chwilę trzymał temperaturę, ale i tak wole przykryć wszystkie kulki folią aluminiową.

Te kuleczki są przepyszne także na zimno. Polecam je jako przystawkę  na kromce chleba z plasterkiem żółtego sera i pomidorkiem koktajlowym- wszystko wbite na wykałaczkę. PYCHA

Naleśniki:
125 g. mąki gryczanej
40 g. mąki przennej
1 małe jajko
200 ml wody gazowanej (lub wysokomineralizowanej)
250 ml wody
szczypta soli
2 łyżki oliwy


Zmiksować razem wszystkie składniki naleśników oprócz oliwy. Ciasto odstawić na 1 godzinę przykryte ściereczką by odpoczęło. Przed samym smażeniem do ciasta dodać oliwę.  Jeśli ciasto będzie za gęste można dodać trochę wody. Pierwszy naleśnik usmażyć na tłuszczu, a resztę już na suchej patelni. Ja z tej ilości ciasta usmażyłam 6 naleśników. By podać je z falaflem na ciepło, trzymam naleśniki w piekarniku na najniższej temperaturze.


Sos jogurtowo- chrzanowy:
mały kubeczek jogurtu naturalnego (150-180g.)
1 czubata łyżka chrzanu
1 łyżka soku i skórki otartej z cytryny
łyżeczka zmielonego kminku i kopru
szczypta soli i pieprzu

Propozycje dodatków:
- starta marchewka z łyżką oliwy, octu winnego, garam masali i skorki pomarańczowej
- poszatkowana kapusta pekińska z oregano i łyżką soku z cytryny
- pomidor pokrojony w plasterki
- por pokrojony w krążki

Sposób podania:
Na naleśniku gryczanym rozsmarowuję 2 łyżki sosu jogurtowego, rozkładam dowolną ilość przygotowanych warzyw i 3 falafle.  Przy zawijaniu można sobie pomóc wykałaczką, lub zawinąć naleśnik w folię aluminiową. A więc zawijamy i gotowe!




Falafel podany w ten sposób może być udaną propozycją przekąski na spotkanie z przyjaciółmi. Wtedy każdy może obsłużyć się sam i ponakładać takie składniki jakie lubi.

Ponadto- do podania wykorzystaj to co masz w lodówce. Nie musisz kupować nic nowego. Idealnie będą pasować wszystkie świeże warzywa- ogórki, cebula, czerwona i biała kapusta, sałata lodowa, rzepa, seler naciowy itp.

Jako sos możesz użyć sos czosnkowy.

Jedzeniem trzeba się bawić !!!
:)
Smacznego!



 Bierzemy udział w akcji.

wtorek, 24 stycznia 2012

Tarta razowa z brukselką i łososiem. Zdrowy obiadek. Znów troszkę na zielono.

Zielono mi...aaaa. Nadal :) Dzisiaj w obroty poszła panna brukselka. 

Na jakimś portalu żywieniowym wyczytałam kiedyś, że brukselka zawiera m.in.: sód, potas, magnez, wapń, mangan, żelazo, miedź, cynk, fosfor, karoten, witaminę E, K, H, B1, B2, B3, B5, B6, C. Co więcej ma sporo kwasu foliowego, dlatego polecana jest zwłaszcza kobietom w ciąży i planującym dziecko. Ponadto jest warzywem bardzo bogatym... w białko, a przy tym niskokalorycznym. Same zalety !


Muszę dbać by mój kochany dla którego gotuję i piekę dobrze się odżywiał, bo od lat ok 15 nie je mięsa. Ja dzięki niemu też już prawię jestem wegetarianką. Nigdy mnie w prawdzie do mięsa nie ciągnęło, ale pieczonym kurczaczkiem nie pogardzę, a ryby i owoce morza wprost ubóstwiam. Dlatego tym razem w towarzystwie brukselki pojawi się wędzony łosoś. Zobaczmy co z tego połączenia wyszło. Oto przepis:


Tarta z brukselką i łososiem na razowym spodzie.



Porcja na 3 osoby
Składniki:

Ciasto:
200 gram mąki pszennej razowej
70 gram margaryny (lub masła)
1 duże jajko
szczypta soli

Nadzienie:
ok. 500 gram drobnej brukselki
5 cm kawałek pora
100 gram wędzonego łososia
250 ml. maślanki (lub śmietany)
1 duże jajko
100 gram tofu (lub fety)
świeżo zmielone pieprz i gałka muszkatołowa
1 łyżka sosu rybnego (lub sojowego)
ew. 1 łyżka mąki

Sposób przygotowania:
By zrobić spód do tarty należy do miski wsypać mąkę razową, szczyptę soli  i pokrojoną w kosteczkę margarynę. Połączyć te składniki za pomocą noża, szpatułki lub ręcznie, do konsystencji kruszonki. Dodać jajko prosto z lodówki (powinno być zimne) i szybko zagnieść ciasto. Włożyć je do plastikowej torebki i na pół godziny do lodówki. Ciasto na tartę można oczywiście przygotować wcześniej, nawet poprzedniego dnia.

W międzyczasie oczyszczamy brukselkę. Odcinamy kawałek głąba i zrywamy wierzchnie listki, zwłaszcza jeśli są zażółcone lub bardzo zanieczyszczone. Oczyszczoną brukselkę gotuję na parze przez ok 10 min od zagotowania się wody w garnku. Brukselki muszą być lekko twarde. Jeśli nie macie garnka, czy urządzenia do gotowania na parze, po prostu wrzućcie brukselkę do wrzącej wody i gotujcie aż delikatnie zmięknie. Jeśli macie dość duże kapustki radzę przekroić je na pół. To na pewno oszczędzi trochę czasu i będzie ładniej wyglądać na tarcie. Pora kroimy w krążki i wrzucamy na 2 minuty do brukselki, żeby się blanszował.

Gdy brukselki poddają się zabiegom w saunie parowej, możemy przygotować szybką zalewę, która połączy nam wszystkie składniki tarty. Za pomocą blendera miksujemy maślankę, jajko, tofu, sos rybny i przyprawy. Jeśli zalewa wydaje się wam zbyt rzadka można dodać do niej łyżkę mąki. Ja dodałam 1 łyżkę mąki razowej.

Pora już włączyć rozgrzać piekarnik do temperatury 180 stopni.

Brukselkę można lekko zahartować przelewając ją bardzo zimną wodą, ale nie jest to konieczne. Ja po prostu wystawiam ją na chwilę na parapet za oknem. W końcu jest zima, a po saunie trzeba się trochę schłodzić :)
W tym czasie ciastem wyjętym z lodówki wykładam dno formy i formuję ok 3 centymetrowy rant. Ja użyłam małej tortownicy o średnicy 20 cm. do środka tarty na razie wkładam papier pergaminowy i wsypuję fasolkę (którą przechowuję specjalnie na okoliczność tart). Wkładamy do piekarnika na ok 12 min. by spód się lekko podpiekł. Fasolki zapobiegają temu by tarta za bardzo urosła. Warto mieć w domu słoiczek dowolnych fasolek, które świetnie się spisują przy tym zadaniu.

Po 12 minutach wyjmujemy tortownicę z piekarnika i wykładamy na spód zahartowane brukselki. Można je przekroić na pół i ułożyć płaską stroną do spodu, albo po prostu powrzucać ich tyle ile się zmieści do brzegu ciasta. Między brukselki wkładamy jeszcze pora i kawałki wędzonego łososia. Jeśli macie ochotę na więcej rybki, to po prostu dodajcie mniej brukselki. Na brukselkę wylewamy teraz zalewę. Uwaga, by nie wychodziła poza brzeg ciasta, bo może zacząć uciekać na spodzie i nieprzyjemnie się przypalić. 

Czas by tarta trafiła do pieca na około 25 minut. Wierzch powinien być całkowicie ścięty, moze się nawet lekko zarumienić. Tartę zjedliśmy z keczupem (ON) i pastą z suszonych pomidorów (JA). Gotowe.

Smacznego!

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Zimna, mroźna sobota. Pora na zielony krem brokułowy.

Potrzebny nam był zastrzyk witamin i ocieplenie brzuszka w zimny mroźny dzień. Niedawno dostałam w prezencie blender, więc od razu ruszyłam z nim do akcji.

Brokuły uwielbiam, tak samo jak wszelkie zielone warzywa. Goszczą one na moim stole bardzo, ale to bardzo często. Zapewne niedługo się o tym przekonacie :)

Strasznie nie lubię, gdy w kuchni się coś marnuje- np. łodyżka z brokułów. Nigdy nie miałam śmiałości by jej używać, dopóki nie obejrzałam programu Jamiego Olivera "30 minute's meals". Wykorzystał on również tę część brokułu by stworzyć kremowy sos do makaronu. Pomyślałam sobie: "idealnie, w zupie łodyżka tez się przyda by krem był bardziej gęsty. Nie zmienia to smaku w żaden sposób, a dostarcza dodatkowej porcji zdrowego błonnika.

W ogrodzie w moim domu rodzinnym co roku gościmy cukinię. Ją także kocham pod dosłownie każdą postacią. Połączenie tych dwóch smaków daje kremowi pewną łagodność no i oczywiście powalający kolor i smak. W tym przepisie używam tylko połówek, ale jeśli serwujecie obiad, czy kolację dla większej liczby głodomorów, możecie spokojnie podwoić wszystkie składniki. Tyle tytułem wstępu, oto przepis:


Zielony krem brokułowy z prażonymi ziarenkami.

Około 3-4 porcje
Składniki:
połówka dużego brokułu (razem z łodygą)
połówka średniej wielkości cukini
2 duże ziemniaki
połówka cebuli
bulion warzywny(ok 3 szklanek)
przyprawy i zioła do smaku- sól, pierz, bazylia
po 1 łyżce ziaren siemienia lnianego, sezamu, pestek słonecznika i dyni
3 łyżki tartego parmezanu (lub w wersji mięsnej- podsmażonego bekonu)
łyżka oliwy

Sposób wykonania:
Brokuł i cukinię umyć i przekroić na pół. Użyjemy tylko jednej połówki. Cukinie pokroić w dużą kostkę a brokuł podzielić na różyczki, łodyżkę pokroić w kostkę. Wielkość nie ma specjalnie znaczenia, ważne by blender dał radę je zmiksować. Ziemniaki obieramy i kroimy w drobną kostkę. Cebulkę siekamy drobniutko.
W garnku o grubym dnie podsmażamy cebulkę na odrobinie oliwy. Gdy już się lekko zarumieni, wrzucamy do niej pokrojone ziemniaki i wybrane przez was przyprawy (u mnie pieprz i suszona bazylia). Podsmażamy razem chwilkę, stale mieszając, by ziemniaki nie przywarły do dna. Gdy również lekko złapią kolor wlewamy pierwszą szklankę bulionu. Zamieszaj wszystko dokładnie a następnie dodajemy brokuły i cukinię. Dolewamy tyle bulionu by przykryć warzywa. Jeśli wolisz rzadkie zupy, możesz dodać więcej płynu, ale ja wolę by krem był na prawdę kremowy i gęsty.
Wszystko razem gotujemy ok 10-15 min na średnim ogniu. Zupka musi sobie stale "pyrkać". Sprawdzamy czy brokuły już są miękkie. Jeśli tak, to zdejmujemy na chwilę zupkę z ognia, by lekko ostygła. Miksujemy wszystko za pomocą blendera aż będzie miało konsystencję kremu.
Stawiam z powrotem na gaz i już na małym ogniu podgotowuję jeszcze chwilkę.
W tym czasie na rozgrzaną patelnię należy wsypać ziarenka. Jeśli nie macie wszystkich, albo któreś z nich nie przypadają wam do gustu, to oczywiście możecie z nich zrezygnować, lub zastąpić innymi (np. czarny sezam, orzeszki pini) Prażymy ziarna przez kilka minut potrząsając co chwila patelnią. Gdy zaczną się prażyć- jak kukurydza i lekko się zrumienią, to już są gotowe. Ziarenka przesypuję do salaterki. Uwaga, bo mogą być gorące.
Do dowolnego naczynia na zupę wlewam mój zielony krem i posypuję kilkoma łyżkami prażonych ziaren i odrobiną startego parmezanu. Podaję z pajdą świeżej ciabaty, grzankami lub paluchami grissini. Gotowe!
Smacznego!

sobota, 21 stycznia 2012

Day 1... czyli od czegoś trzeba zacząć... Muffinki cytrynowo- kokosowe

No właśnie, od czego tu zacząć? Może od początku.
Gotowaniem bawię się już od wielu, wielu lat. Już jako mala dziewczynka przesiadywałam z mamą w kuchni. Obserwowałam każdy jej krok i wyrywałam się żeby pomagać w każdy możliwy sposób. Zaczynając od mieszania mąki z masłem na kruche ciasto, przez mielenie sera na sernik, godzinne wyrabianie masy na pasztet (kto bym miał do tego cierpliwość??) aż po klejenie pierożków i uszek do barszczu. Kuchnia to prawdziwy świat przygód i tajemnic dla tak malej istoty. No może przesadzam, taka "mała" nigdy nie byłam. Zapomniałam nadmienić, że potem to wszystko zjadaliśmy razem z rodzeństwem i wyrośliśmy na dzieciaki dobrze zbudowane :)

Przyjemność przygotowywania potraw i jedzenia towarzyszyła mi więc od urodzenia. Zapomnijmy a jakichkolwiek gotowych przecierach ze słoiczków...fuj... My jedliśmy tylko to co przygotowała nam mama, albo babcia. Tak jest do dziś. W mojej kuchni staram się nie korzystać z jakichkolwiek gotowych produktów. Od niedawna robię nawet własną mąkę. Ok. zboża może nie uprawiamy, więc ziarenka kupuję, ale jeśli chodzi o warzywa i owoce, to nasza hodowla jest dość pokaźna. Uwielbiam lato w ogrodzie, kiedy idę o poranku między grządki i do sadu i obmyślam co dziś już będzie dobre do jedzenia i na co mam właśnie ochotę. Staram się więc gotować z produktów świeżych i sezonowych. 

To tyle w kwestii krótkiego wprowadzenia. to jaka jestem, kim jestem, co robię na co dzień będzie można zobaczyć w kolejnych dniach mojej pierwszej blogowej przygody.


A jaki przepis wybrać na początek? Niech będzie ten najświeższy i stworzony przeze mnie.

Moje pierwsze doświadczenie z muffinkami zawiodło mnie prosto do krainy rozpusty. Jak to możliwe, ze tak pyszne babeczki można przygotować w tak prosty i szybki sposób? -myślałam. Po krótkiej chwili, gdy już wyszłam z szoku zaczęłam rozmyślać nad kolejnymi słodkościami z wykorzystaniem mojej ukochanej formy do muffinów. Jeden z przepisów na pyszne babeczki powstał 2 dni temu. Oto on:

Cytrynowo-kokosowe muffinki

Składniki na ok 9 sztuk:

3/4 szklanki mąki pszennej
1/4 szklanki wiórków kokosowych
1/2 szklanki otrąb owsianych
1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
skórka otarta z 1 cytryny
1 szklanka maślanki (lub kefiru. jogurty naturalnego)
1 duże jajko
2 łyżki soku z cytryny (lub więcej)
40 gram rozpuszczonej margaryny
3 czubate łyżki miodu
ok. 6 łyżek powideł nisko-słodzonych morelowych (lub pomarańczowych)
posypka do dekoracji

Sposób wykonania:
Przygotuj 2 miski. W jednej z nich połącz wszystkie suche składniki: mąkę, wiórki, otręby, proszek do pieczenia i sodę. W drugim naczyniu połącz mokre składniki (czyli całą resztę) oprócz powideł.
Przygotuj formę do pieczenia muffinek- w każde zagłębienie włóż papilotkę- około 9-10 sztuk. Piekarnik rozgrzej do temperatury 180'C
Do miski z suchymi składnikami wlej mieszankę mokrych i wymieszaj niezbyt dokładnie.
Wypełnij każą papilotkę czubata łyżką ciasta. Ja wlewam ciasto prawie do samego brzegu papieru. (pozostawiam ok 0.5 centymetra) Korzystam z formy i papilotek dostępnych w IKEA.
Muffinki wstaw do rozgrzanego piekarnika i piecz ok 20 min. lub do "suchego patyczka".
Po wyjęciu z piekarnika przełóż na kratkę do ostygnięcia. W rondelku podgrzej lekko powidła. Każdą muffinkę smaruję cienką warstwą powideł i posypuję kolorowa posypka cukierniczą. GOTOWE!
Smacznego!